piątek, 16 sierpnia 2013

16. różowy zachód słońca.

16 sierpnia 2013 nad ranem.

śniło mi się, że chodziłam po wspaniałej willi, szukając kogoś. na tarasie stała kobieta, która była moją siostrą. oznajmiła, że widzi po mnie, iż jestem gotowa na rytuał nieśmiertelności. przeraziłam się. posłała mi słodki uśmiech, mówiąc, że jedynym skutkiem ubocznym będzie widzenie "przez różowy filtr po zachodzie słońca".
zgodziłam się, ale nie działo się nic tajemniczego, nic magicznego. nic się nie działo i zobaczyłam po prostu różowe słońce, różowe drzewa, różową siostrę i straciłam przytomność.
gdy ją odzyskałam, widziałam już normalnie, czyli był dzień. znów chodziłam po willi. tym razem korytarze były pełne ludzi, siostra urządziła bal. usłyszałam, że ktoś mnie woła i wskakuje mi na ręce. okazało się, że mam już czteroletnią córkę, którą zrobił mi mąż siostry. ona wcale nie była zła z tego powodu. coś kombinowała. postawiłam dziewczynkę na ziemi i wybiegłam do ogrodu.
tam na ławeczce siedział mężczyzna, który kiedyś był w mojej postaci ze snu zakochany. usiadłam koło niego, zaglądając mu przez ramię, gdyż coś czytał. nucił też pod nosem TO. spojrzał na mnie, chciał pocałować... i obudziłam się, a w radiu leciała właśnie ta piosenka.

komentarz do snu: takie sny lubię. choć nie lubię, gdy urywają się w takich fajnych momentach.