11 lipca 2011 - poniedziałkowa noc.
śniło mi się...
(...)
razem z grupą poszukiwaczy znalazłam się w górach, które ostro schodziły do morza. ale to nie były zwykłe góry, tylko bardziej pagórki o wyglądzie gór (mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi) nie wiem czego tamci szukali, nie wiem co ja tam robiłam, ale trzymałam się ich bardzo blisko.
gdy podziwiałam widoki, oni kręcili się koło najwyższego szczytu. gdy go wysadzili, odłupany fragment skały zsunął się do morza, a moim oczom ukazało się "zaginione miasto". też nie wiem czyje. w każdym razie poszukiwacze rzucili się z głośnym "hurraaa" do wnętrza góry.
morze mnie tak kusiło, że zeszłam ostrożnie na dół. woda była przyjemnie chłodna. popłynęłam za wielką skałę. za nią było ujście rzeki, w którym młodzież radośnie się pluskała. zaprosili mnie do pluskania. jedna dziewczyna znalazła złotą kulę w wodzie i pochwaliła się znaleziskiem. zaczęliśmy nurkować i znaleźliśmy ich więcej. ale jeden z chłopaków zaczął topić towarzyszy, by zagarnąć wszystkie kule. uciekłam w towarzystwie fok.
cały czas byłam w wodzie i wpłynęłam do sympatycznej zatoczki, nadal dookoła były góry, ale nieco wyższe. i woda w zatoczce była dziwna. połowa zatoki była granatowa, połowa błękitna. ja byłam w granatowej wodzie, która była lodowata. postanowiłam wreszcie wypłynąć na brzeg, ale ujrzałam, iż coś się w tej wodzie rusza. podpłynęłam do tego czegoś i okazało się, że to pływająca bariera z lodu (coś jak znaczniki torów na basenie) uformowanego na kształt puzzli.
włożyłam rękę do błękitnej wody, która była cieplutka. wtedy zza wielkiego kamienia wyszli pan Leszek i pan Maciek z programu o perłach Małopolski. i gadali, jakby prowadzili program.
- a więc panie Leszku, to są polarne pływy arktyczne?
- tak panie Maćku. (zawsze mnie to śmieszy)
pan Leszek udał się w górę rzeki pieszo, a pan Maciek kajakiem. płynęłam za panem Maćkiem, który przeklinał tę formę podróży, gdyż było mu zimno.
i nagle obudziłam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz