czwartek, 8 marca 2012

6. książkowy piracki Oblivion.

8 marca 2012 - nad ranem.

śniło mi się...
siedziałam z kolegą na Rondzie Kotlarskim na ławeczce, której w rzeczywistości tam nie ma. opowiadał mi on o tym, że chciałby zostać piratem "w starym stylu" i mieć swą kryjówkę na najmniejszej wyspie świata. pokazał mi schemat bazy i wymarzony widoczek składający się z wysepki, skały, palemki i olbrzymiego statku pirackiego.powiedziałam mu, że najmniejsze wyspy to łachy piachu. oburzył się, bo on nie chce być Piratem z Najmniejszej Łachy Piachu, tylko Piratem z Najmniejszej Wyspy Świata.
później już nie odzywaliśmy się do siebie i obserwowaliśmy nalot drapieżnych ptaków, które porwały wszystkie okoliczne gołębie. kolega się zasłaniał kurtką, by ptaszyska przypadkiem na niego nie narobiły.
zrobiło się ciemno, poszłam na spacer, by uporządkować myśli. na opustoszałej i bardzo ciemnej uliczce dostrzegłam księgarenkę, które mieściła się w piwnicy obskurnej kamienicy. weszłam bez namysłu. tuż przy drzwiach, przy biurku siedziała ciemnoskóra wersja koleżanki z dzieciństwa, która namiętnie grała na swoim super-wypasionym-smartfonie. to, co mnie uderzyło, to regały obklejone kartkami o treści "nie dotykać książek. towar wymacany uważa się za zakupiony przez macanta." druga zaskakująca rzecz to fakt, iż wszystkie książki były mocno używane, niektóre rozpadające się.
- ludzi już nie stać na nowe książki. - poinformowała mnie czarna Sabina i znienacka zaczęła mnie odpytywać z treści książki, o której nigdy nie słyszałam. a, że nie znałam odpowiedzi, zostałam uznana za niegodną przebywania w "świątyni słowa" i wyrzucona ze sklepu.
okolica była teraz zupełnie inna. wyglądała niczym miasto Cesarskich. szłam powoli, zachwycając się architekturą i nie zważając na dziwne spojrzenia przechodniów. okazało się, że mam na sobie elementy kościanej zbroi Rodu Redoran.
(w tym momencie pisanie idzie mi jak krew z nosa)
weszłam do jakiegoś budynku i zobaczyłam mężczyznę uciekającego przed Psami z Piekła Rodem. chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy biec razem, choć wcale tego nie chciałam. poderwaliśmy się do lotu, a Psy za nami. już mały nas dopaść i rozszarpać, gdy zainteresowała je słodka pluszowa owieczka, leżąca na poboczu.
obudziłam się, gdy osobnik zaczął mi wypominać, że przeze mnie stracił dużo pieniędzy na rozmowy telefoniczne. niestety nie wiem, jakie rozmowy miał na myśli, gdyż nie sądzę, byśmy rozmawiali kiedykolwiek wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz